poniedziałek, 8 września 2014

Jak Niemcy rzucili się na polską ziemię

polska ziemia dla polskich rolników
polska ziemia dla polskich rolników
Opłacane przez Niemców ”słupy” wykupują polską ziemię. Nie jesteśmy w stanie z nimi konkurować w przetargach – rolnicy wznoszą alarm rolnicy i żądają zmian przepisów. Czyżby uzasadnione okazało się straszenie rozbiorem Polski, który miał nastąpić po wstąpieniu do Unii Europejskiej?

- Sprzedajemy matkę naszą, ziemię, Niemcom, którzy spuszczali polską krew – grzmiał w Sejmie Zygmunt Wrzodak, poseł Ligi Polskich Rodzin, przestrzegając przed wstąpieniem Polski do UE. Od wejścia Polski do Unii mija właśnie 8 lat. Czy scenariusz o ”najeździe” Niemców okazał się prawdą?


”Niemiec przyjdzie i nas wykupi”

Na przestrogach przed przystąpieniem Polski do UE, polityczny kapitał budowała głównie Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Wykup gruntów przez cudzoziemców, przede wszystkim Niemców, miał odbywać się masowo. Populistyczni politycy wieszczyli IV rozbiór Polski. Głosami rolników chcieli zablokować przystąpienie Polski do UE. Dlatego podczas przedakcesyjnych negocjacji w Brukseli wywalczono długie okresy przejściowe na zakup polskich nieruchomości. Mieszkania obcokrajowcy mogli kupować bez ograniczeń już od 1 maja 2004 roku. Pięcioletni okres przejściowy dotyczył tzw. drugich domów i obowiązywać przestał w maju 2009 roku. Największe ograniczenia obowiązują w zakresie gruntów rolnych i leśnych - 12-letni okres przejściowy. Memorandum na zakup ziemi przez obcokrajowców wygaśnie w roku 2016. Zatem już w 2016 roku obcokrajowcy będą mogli kupować polską ziemię bez żadnych ograniczeń. 

Wtedy nie będzie czego kupować, bo już teraz nasze ziemie są w rękach cudzoziemców – mówi Władysław Bieniek, rolnik gospodarujący na 60. ha w Krosinie koło Świdwina (woj. zachodniopomorskie). – Nie wiem jak rolnicy z centralnej Polski, mający po 20-30 ha mogą się wyżywić. Tutaj jest ogromna konkurencja i taka ilość ziemi to za mało, żeby móc się rozwijać - dodaje. 

Władysław Bieniek stara się więc powiększyć gospodarstwo. Na razie bezskutecznie. Zamiast tego stracił przez, jak mówi spekulantów, 100 tys. zł. Do jego sprawy wrócimy, przyjrzyjmy się najpierw temu, co mówią oficjalne statystyki.

Jak jest dzisiaj?

Dzisiaj, żeby nabyć grunt, cudzoziemiec uzyskać musi zezwolenie Ministra Spraw Wewnętrznych. Musi także udowodnić istnienie okoliczności, które potwierdzają jego więzi z Polską, jak na przykład posiadanie polskiej narodowości albo związek małżeński z polskim obywatelem, działalność gospodarcza lub rolnicza na terytorium Polski. 

W 2010 roku cudzoziemcy złożyli 300 wniosków. Łącznie uzyskali oni 264 zezwolenia na zakup ziemi o powierzchni ponad 807 ha, 180 spośród nich dotyczyło gruntów rolnych oraz leśnych o łącznej powierzchni przekraczającej 799 ha. Jednocześnie szef resortu spraw wewnętrznych w 69 przypadkach nie zgodził się na nabycie nieruchomości (w tym lokali). 10 takich decyzji wydał w wyniku sprzeciwu ministra resortu rolnictwa. 

Najwięcej kontrowersji krąży wokół nieruchomości ziemskich będących własnością Skarbu Państwa. Są atrakcyjne dla polskich gospodarzy – w wielu województwach mamy problem ”głodu ziemi”. W województwie kujawsko-pomorskiem średnia cena za 1 hektar uzyskana w roku ubiegłym wyniosła 23 600 zł. W województwie śląskim 24 447 zł, a w mazowieckim 24 041 zł.

W zachodniopomorskim sprzedaje się najwięcej

Ceny gruntów, według ANR, nieustannie rosną. W minionym roku za 1 ha trzeba było zapłacić średnio 17 165 zł. W stosunku do roku 2010, gdy średnia cena transakcyjna wynosiła 15 281 zł za 1 ha, nastąpił wzrost o 12 proc. Porównując natomiast IV kwartał 2011 roku z IV kwartałem 2010 roku, średnia cena wzrosła o 2623 zł, czyli o 16,5 proc

Tymczasem zasoby ANR się kurczą. W całej Polsce mamy ok. 16 mln ha gruntów rolnych, 1,8 mln należy do agencji, z czego na sprzedaż przeznaczono ponad 300 tys. ha. I po nie mogą sięgać zagraniczni rolnicy. Ile ziemi trafiło już w ich ręce? 

W minionym roku agencja sprzedała ponad 125 tys. ha gruntów, czyli o 30 proc. więcej niż w 2010 roku. Jest to wynik najlepszy od 9 lat. Największe powierzchnie sprzedano w województwach: zachodniopomorskim (ponad 24 tys. ha) i warmińsko-mazurskim (prawie 21 tys. ha). Natomiast najmniej ziemi kupiono na terenach województw: małopolskiego (509 ha) i świętokrzyskiego (ponad 1,8 tys. ha). Średnia powierzchnia sprzedanych nieruchomości przypadająca na 1 umowę wyniosła 8,7 ha. 

Dobre rezultaty sprzedaży przełożyły się także na najlepszy w historii wynik finansowy agencji. W efekcie ANR odprowadzi (większość już przekazała) do kasy państwa ok. 2 mld zł za ubiegły rok. W tym roku zgodnie z ustawa budżetową wpływy z tytułu sprzedaży ziemi mają wynieść 1,5 mld zł.

Polacy wykupują wschodnie landy

Całość sprzedanej przez ANR ziemi to 2,2 mln ha gruntów, z czego cudzoziemcy kupili 2,2 tys. ha, czyli tylko 0,1 proc. sprzedanych gruntów. Ponadto wielkość sprzedaży gruntów cudzoziemcom w różnych latach podlegała sporym wahaniom. – Obcokrajowcy nie ”rzucili się" na polską ziemię i jej nie wykupili. Tym bardziej, że ceny gruntów rolnych np. we wschodnich landach Niemiec i w zachodniej Polsce wyrównują się. Nie sprawdziły się obawy rolników przed wejściem do Uni Europejskiej – zapewnia Grażyna Kapelko, rzeczniczka prasowa ANR. 

W roku 2004 cena 1 ha ziemi w Polsce wynosiła poniżej 1 tys. euro, dziś ponad 4 tys. euro. Jak widać, ceny polskich gruntów wyrównują ze wschodnimi landami, w których ha kosztuje 7 tys. euro. 

Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości Home Broker ocenia sytuację podobnie. – Skala zainteresowania cudzoziemców nabyciem ziemi w Polsce jest względnie niewielka. Najbardziej aktualne w tym zakresie dane pochodzą z roku 2010 wskazując, że cudzoziemcy wtedy nabyli trochę ponad 800 ha gruntów, w tym Niemcy poniżej 150 ha. Najwięcej gruntów kupili w województwie dolnośląskim (188 ha) i świętokrzyskim (niecałe 120 ha) – mówi Bartosz Turek. 

Edyta Różak-Bienicewicz, która prowadzi biuro nieruchomości niedaleko granicy w Gryfinie, informuje, że jest masowe zainteresowanie ziemią, ale w odwrotnym kierunku - to Polacy w ostatnich latach zakupili wiele mieszkań czy nawet domów po niemieckiej stronie. 

- Liczba transakcji była na tyle duża, że w miejscowościach wschodnich Niemiec Polacy stanowią połowę ich mieszkańców. Wpływ na ten obrót mają oczywiście ceny mieszkań i domów, które bywają nawet o połowę niższe niż w Polsce. Przeprowadziłam wiele transakcji sprzedaży mieszkań w Gryfinie, za pieniądze z których zostały później zakupione domy w Niemczech – mówi.

Polska ziemia w rękach… Brytyjczyków

Najwięcej ziemi z zasobu agencji nieruchomości rolnych jest w posiadaniu Brytyjczyków (534 ha), Niemców (469 ha) i Holendrów (282 ha). Pod względem liczby zawartych umów przewodzą natomiast Niemcy (71 umów), przed Holendrami (37) i Duńczykami (16). 

Cudzoziemcy także dzierżawią ziemię od agencji. Pod koniec ubiegłego roku użytkowali niecałe 103 tys. ha, na podstawie 318 umów. Najwięcej gruntów dzierżawią inwestorzy niemieccy, brytyjscy i duńscy. Natomiast największe wydzierżawione powierzchnie zlokalizowane są w województwach: zachodniopomorskim (ok. 47 tys. ha), popmorskim i opolskim (po ok. 14,5 tys. ha). 

Wynika zatem, że polska ziemia jest w przeważającej mierze uprawniana przez polskich rolników. Sprawa jednak nie jest taka oczywista. Julian Sierpiński, prezes Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej, mówi o procederze, który ma być szczególnie rozpowszechniony w tym województwie, gdzie jeszcze dwie dekady temu były wielkie PGR-y. I o tę PRL-owską spuściznę toczyć się ma zażarta walka pomiędzy polskimi gospodarzami, a tymi zza Odry.

”Słup” za 5 tys. zł

- Większość przetargów ograniczonych wygrywają osoby uprawnione, a więc te, które w szybko załatwiają sobie prawo do zakupu ziemi – mówi Julian Sierpiński. 

W jaki sposób? – Znalezienie takiego ”słupa” nie jest problemem, to kosztuje 5 tys. zł – wyjaśnia. – Rolników mających po 60 – 80 tys. ha stać na zapłacenie 100 tys. zł wadium. Ale jeśli do przetargu staje facet, który ma 2 ha i jest na zasiłku, to skąd ma te pieniądze? Za takimi ”słupami” stoją zachodnie firmy dysponujące sporym kapitałem, sztabem prawników i są w stanie podbijać ceny gruntów do absurdalnych stawek. W efekcie przetargi wygrywane są przez osoby czy firmy widzące w gruntach rolnych znakomitą lokatę kapitału

– Nagle kilka osób wydzierżawiło po hektarze, zameldowało się w powiecie. Nikt ich nie zna, ale mają duże pieniądze i stają do przetargów – opisuje proceder Władysław Bieniek spod Świdwina. – Niedaleko mojego gospodarstwa zameldowali się tacy spekulanci, odgrażali się, że wykupią całą ziemię. Udało mi się ich ”przebić” podczas przetargu, jednak cena była astronomiczna - opowiada. 

Przeliczenia wskazały, że wartość tych gruntów nie jest aż tak wysoka. Rolnik nie byłby w stanie na ich uprawie zarobić wystarczająco, aby spłacić z tego kredytu zaciągnięty na ich nabycie. – Nie podpisałem więc umowy i wadium w wysokości ponad 100 tys. zł przepadło. Nie jestem w stanie dokupić ziemi. Bywa, że podczas przetargów ceny nabijane są do 110 tys. za 1 ha! 

Arizona w PGR-ach

W połowie marca w tej sprawie odbyło się spotkanie z nowym prezesem ANR. - Musimy znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, bo jeśli nic się nie zmieni, za chwilę będziemy mieli tu taką Arizonę, jak z filmu – przestrzega Julian Sierpiński, szefujący Zachodniopomorskiej Izbie Rolniczej. 

Sprzedaż państwowej ziemi rolnej będzie odbywała się głównie w ramach przetargów ograniczonych, w których udział brać mogą jedynie gospodarze mieszkający w danej gminie zapewnił Leszek Świętochowski, prezes ANR. W roku minionym z 93 tys. zorganizowanych przez ANR przetargów, jedynie 800 było przetargami ograniczonymi. W roku bieżącym takich aukcji tylko dla rolników będzie zdecydowanie więcej. Agencja w sprawie sprzedaży ziemi ma także ściślej współpracować z samorządem rolniczym - m.in. z izbami rolniczymi i związkami zawodowymi rolników. Zainteresowani właśnie wypracowują zasady takiej kooperacji. 

- Ważne jest ustalenie, czy do przetargu staje autochton, rolnik, który rzeczywiście będzie uprawiał ziemię, czy spekulant - zwraca uwagę Julian Sierpiński. - Oświadczenia, że rolnik jest uprawniony poświadczają burmistrzowie. Chcemy, by przykładali uwagę do tego, co podpisują. Niech urzędnicy sprawdzają, czy rzeczywiście mamy do czynienia z rolnikiem, czy z podstawioną osobą – wyjaśnia prezes ANR. 

Artykuł ukazał się na portalu www.onet.pl. Autor: Katarzyna Hejna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę Tobie niezmiernie wdzięczny za pozostawienie komentarza. Wielkie Dzięki.